Zaznacz stronę

Najbardziej wkurzająca miejscowość w górach…

Zacznijmy wspaniałą przygodę od najsłynniejszej drogi w Polsce nazwanej zakopianką, już na samym początku trasy obowiązuje dość rygorystyczne i nieodpowiednie do warunków ograniczenie prędkości. Wyobrażacie sobie jakie rozczarowanie czeka na podróżnych wystrzeliwujących niczym rakieta balistyczna z jedynej ukończonej autostrady A4…

Jeszcze tylko 80 kilometrów mało krętej drogi i przywita nas z uśmiechem na twarzy piękna góralka trzymająca w jednym ręku oscypki a w drugim kufel zimnego  piwa dla spragnionych gór podróżnych- powiedziałem. O nie nic z tych rzeczy, zobacz górale strajkują blokując jedyną znaną wszystkim drogę do zakopanego- dodała ukochana. Fakt większość górali zmuszonych do jazdy zakopianką wypowiadała nieocenzurowane słowa w kierunku niczego nieświadomych turystów, którzy machając rączkami ze swoich luksusowych aut wyglądali niczym prezenterzy telewizji witający publiczność zrzeszoną wokół światowych dni młodzieży. Tysiące sezonowych wspinaczy do których zaliczam także Kantową rodzinę, nucąca pod nosem mało religijne pieśni, a wszystko to zorganizowane na cześć jego ekscelencji Zakopanego.

Oscypki…

Przyjedź wadź panie i zacznij się stresować, żeby nie użyć bardziej wulgarnego słowa określającego zdenerwowanie. Tak jak na panisko z małego miasta przystało zawitaliśmy pod asfaltową górą na którą można wejść pieszo, wjechać kolejką i samochodem -Gubałówka się nazywa. Zanim znaleźliśmy się na szczycie u podnóży tejże góry postanowiliśmy zasmakować tradycyjnych wyrobów wpisanych na  listę i tu chyba nikogo nie zadziwię regionalnych produktów. Jako kulinarny laik znający ten produkt z hipermarketu tesco liczyłem na pobudzenie wszystkich kubków smakowych, no i stało się… Ten cudowny metaliczny posmak, tak metaliczny! Na miłość jaką czuję do ukochanej, jak można dopuścić do sprzedaży czegoś co smakuje jak kawałek opony pieczony, nie w oleju lecz roztopionej stali!

Po kilku nieskutecznych próbach trafiliśmy na stoisko uśmiechniętego Pana odzianego w mało góralskie wdzianko przez co bardziej przypominał mieszkańca górskich rejonów niż sztuczni przebierańcy znanej sieci pizzerii z koniem w logo co to po Krupówkach biegają w strojach psów. Wspomniany producent i sprzedawca oscypków jako jeden z nielicznych przed zakupem produktu zaprosił do degustacji, no i stało się!  Przegryzając próbkę, co to wielkości sprzedawanego oscypka była zauważyłem przyczepioną do budki kartkę. Jako, że lubię czytać poskładałem litery w jedną spójną całość otrzymując tym samym napis „certyfikat jakości„. Z jakich powodów inni tego świadectwa nie mieli, być może nie chcieli szpecić drewnianych budek kawałkiem kartki. Nie wiem nawet czy świadectwo te, wpływa w znaczący sposób na smak oscypka lecz w jakiś sposób ten smakował wyśmienicie i mógł nosić nazwę oscypek – tak pisało na świadectwie wydanym przez wojewódzki inspektorat jakości  handlowej artykułów rolno-spożywczych.  No i jak to bywa w takich sytuacjach wszystkie wcześniejsze oscypki co to dla rodziny kupiłem bez degustacji, wyrzuciłem do śmietnika – czego nie żałuję, bo bałbym się poczęstować tym najgorszego wroga…

Dla pewności, że żadne z wcześniejszych paskudztw nie przedostanie się w nowe oscypki poprosiłem uśmiechniętego pana o zapakowanie tego dzieła kulinarnego w nową siatkę. 100 zł wydałem na oscypki dla Kanta a żeby nie wyjść na sknerę, nie wiele mniej bo jakieś 20 złotych na resztę rodziny.  A jakby ktoś z was chciał spróbować oscypka od tego samego producenta, to sprzedawcę tego arcydzieła poznacie po białych zębach, czapeczce z daszkiem i młodym wieku, jak wejdziecie na targowisko pod Gubałówką skręćcie w pierwszą alejkę w lewo i szukajcie certyfikatu zawieszonego na lewej ściance w środku budki… Być może oscypek ten nie był produkowany przez górala w kierpcach co to swoje młode córki wygonił, by w tradycyjnych strojach mleka owczego nadoiły, być może ktoś z was roześmiał się szeroko twierdząc jednocześnie, że prawdziwego oscypka nie jadłem a to co próbowałem to tylko tania podróbka. I wiecie co, może macie rację jednak tylko ten oscypek kantowi smakował, a waszą opinię na temat rozpoznawania tych właściwych produktów regionalnych zachowajcie dla siebie…

O samym Zakopanym mogę napisać wiele, bo z niczym przyjemnym i wartym uwagi kantowi się nie kojarzy… Być może powodem takiej opinii jest brak jakichkolwiek widoków i atrakcji, które jak są to zapewne zostały przysłonięte napływającą z każdej strony lawiną turystów, co to w góry przyjechali kupić sobie ciuchy w sklepikach, które wszyscy znamy z reklam telewizyjnych. Słowem końca, reasumując czy jak kto woli podsumowując Zakopane to jedna wielka galeria handlowa…  Oczywiście mogłem wszystko pomieszać i po prostu trafić w nieodpowiednie miejsca o nieodpowiedniej porze. Naprawdę starałem się dostrzec wewnętrzne piękno, które przyciąga do Zakopanego lecz poległem i wypad do tego miasta odradzam każdemu turyście.  Jak to słusznie zauważyła ukochana w Szczawnicy czuje się klimat gór w Zakopanym klimat ten gubi się gdzieś pomiędzy korkami, sklepami, kolejkami i turystami…

Morskie oko

Macie do wyboru dwie opcje wyjechać wcześnie, by uniknąć korków lub udać się popołudniem kiedy to wszyscy już dostali się na parkingi. Jednak w przypadku popołudniowego wyjazdu doliczcie sobie kilka dodatkowych kilometrów jakie będziecie zmuszeni pokonać od parkingu do bram parku:) Oczywiście osoby posiadające cechę zwaną sprawność motoryczna mogą wybrać bardziej atrakcyjne i mniej oblegane przejście jednym ze szlaków, który podobno prowadzi nad morskie oko:) No ale z racji posiadania małego dziecka, wybraliśmy asfaltową ścieżkę prowadzącą do celu. W dodatku zamiast wchodzić pieszo zdecydowaliśmy się na przejazd bryczką. Zapewne obrońcy praw zwierząt wybuchną ze złości… Zwłaszcza gdy dodam, że nie zauważyłem żadnego znęcania się nad zwierzętami, co gorsze ci wredni górale co chwila podmieniali konie żeby nie przemęczać zaprzęgu a ty i tak uważasz, że chowają przed zwiedzającymi padające jednostki. Wszystkich chyba denerwuje fakt iż trasa na morskie oko  to jedno z nielicznych miejsc gdzie konie mogą jeszcze pracować a nie stać i służyć jako zabytek ku uciesze zwiedzających. No ale co ja tam wiem, przecież na zwierzętach się nie znam a żeby uspokoić własne sumienie w drogę powrotną postanowiliśmy zejść pieszo podziwiając widoki. Co do samego morskiego oka, jest naprawdę pięknie i warto spędzić dzień z dala od schroniska i natłoku ludzi 🙂

Tatry…

Jako, że całą panoramę tatr z okna widziałem mógłbym powiedzieć w górach byłem… Jednak co innego widzieć a być na szczycie lub chociażby zobaczyć szczyt z bliska. No i jak to bywa z dwuletnim dzieckiem szczytów nie zdobędziesz, tym bardziej gdy przez klika poprzedzających wyprawę dni nieustannie padał deszcz.  Jednak zaletą takiej pogody jest brak jakichkolwiek turystów na szlakach, nawet gdy pogoda  pozwala już na podziwianie przyrody i widoków to i tak większość turystów leczy kaca w kurortach. Jedyną górą na jaką wszedłem w niewielkim lecz znaczącym dla rozwoju dwulatka stopniu był Nosal i na tym nasza przygoda ze zdobywaniem górskich szczytów się kończy.

Z ukochaną przygotowaliśmy się na wyjazd z dwulatkiem więc przygotowaliśmy się na zwiedzanie najbardziej obleganych miejsc, czyli takich na które po zapłaceniu w magiczny sposób zostaniesz przetransportowany. Wjazd na morskie oko bryczką to koszt 50 zł od osoby dorosłej za dwulatka nie płaciliśmy. Schodzenie z morskiego oka to czysta przyjemność nawet z plecakami i dzieckiem zapakowanym do wózka:)  Wjazd na Gubałówkę 16 zł w jedną stronę, Kasprowy  48 zł w jedną stronę, widok podobno nieziemski – no chyba, że trafisz na złą pogodę i nic nie zobaczysz tak jak my.  Termy i wszystkiego rodzaju atrakcje polegające na moczeniu tyłka w wodzie odpadają – zrób wyjątek dla dzieciaków, które uwielbiają baseny i zjeżdżalnie.

Być może nadal liczysz na jakieś magiczne podpowiedzi z serii gdzie warto udać się w polskich tatrach tak żeby znajomi nam zazdrościli, mogę tylko napisać wszędzie byle nie do Zakopanego 🙂 Gdziekolwiek będziesz ujrzysz widoki lepsze od tych umieszczanych na pocztówkach.  Dlatego nie pytaj Kanta gdzie się udać, bo Kant tak naprawdę gówno widział 🙂 Jestem pewien, że wszyscy będziemy wielokrotnie wracać w  góry, bo to co zobaczymy na tych skromnych kilkutygodniowych urlopach nie jest nawet ułamkiem tego co mają nam do zaoferowania.

Pin It on Pinterest

Share This