Jak po długim czasie nie robienia niczego napisać dobry wstęp do średniego tekstu, który za moment przeczytasz? Mógłbym przytoczyć słowa znienawidzonego w całej unii europejskiej człowieka jednak cytowanie samego siebie byłoby nietaktem.
O tak, wiele osobników poczuje ból tyłka, no bo jak to? Kant jeszcze żyje, miewa się dobrze i zamierza powrócić do męczenia nas słabymi- co by nie powiedzieć płytkimi tekstami powodującymi pieczenie gorsze niż ostry kebab dzień po…? Jak inaczej mógłby wyglądać powrót samozwańczego króla blogosfery? Nie wiem, robię to pierwszy raz…
Każda historia ma swój koniec…
Otworzyłem oczy jak każdy normalnie pracujący człowiek, który o poranku powinien zakończyć nocną zmianę. Czytaj: zrobiłem to niechętnie. Pierwszą ujrzałem ukochaną- równie niechętnie spojrzałem w jej oczy i rzekłem: Teraz to przesadziłaś… W idealnym momencie Młody Kant przerwał słowotok niecenzuralnych słów, którym bym obdarował ukochaną. Gdyby nie te słowa- Tatusiu. Najważniejsze, że wstałeś! Chodź się pobawimy. Zabrałem resztki entuzjazmu w jedną mało spójną całość. Nic się synku nie stało– odpowiedziałem
Kilka miesięcy wstecz…
Poszedłem do “normalnej pracy zmianowej”- poznałem mało ciekawych ludzi nienawidzących swojego życia tak samo jak Kant. A więc tak przeminą kolejne lata mojego istnienia na tej planecie… Praca, sen, jedzenie, praca, sen, jedzenie- stale powtarzający się schemat uwięzionego w beznadziejnej czasoprzestrzeni Kanta. Tylko zmieniająca się data na wyświetlaczu telefonu pozwala wierzyć, że dziś jest dziś a nie wczoraj. Istny dzień świstaka.
Dwa miesiące wstecz…
Wsiadłem w napędzaną dziewięćdziesięcioma mechanicznymi końmi srebrną strzałę. Tylko przerywana lina rozdzielająca dwa pasy jezdni nie pozwala zasnąć za kierownicą tego majstersztyku francuskiej motoryzacji. W pewnym momencie zauważyłem oślepiające światła szybko zbliżającego się samochodu. No to uciekamy- jak pomyślałem, tak też uczyniłem. Dzięki czemu przyszłe wspomnienie czołowego zderzenia zastąpiła wizja bocznego śmignięcia… Już dawno tak się nie cieszyłem. Nie muszę iść do pracy, w której w cale nie chcę być. Życie jest piękne.
Dzień po…
Obudziło mnie przeraźliwie mocne uderzenie w tył głowy. Co się czepiasz! Przecież to nie z Kanta winy zostaliśmy pozbawieni środka lokomocji. – wykrzyczałem. Próbowałem jeszcze zasnąć lecz ukochana nie odpuściła. Niepostrzeżenie zaatakowała kolejny raz, tym razem mocniej i celniej. Kobieto!! dlaczego mi to robisz odparłem… Po chwili namysłu dodałem, Dobra, wstaje. Znakomite posunięcie. Dzięki czemu powstrzymałem bezsensowną przemoc polegającą na dalszych uderzeniach w potylicę.
Przed wyprawą do miejsca spoczywania wraku zwanego wcześniej samochodem, odgryzłem się kobiecie. Jak Kuba Bogu, tak Bogu Kubie. Celnie wymierzyłem cios w jędrny pośladek ukochanej. Co ty wyprawiasz– wykrzyczała. Co wyprawiam? Przecież to Ty zaczęłaś.
Gdzieś pomiędzy “Dzień po”
Z wariatką nie będę rozmawiał. Wyszedłem, z siebie w momencie kolejnego celnego strzału w potylicę. Skąd w niej tyle siły- pomyślałem padając na kolana. Chwilę po tym zdarzeniu do pokoju przybiegł młody Kant. Tato co ci jest? Z trudem przyznałem, iż to ukochana jego sercu mamusia bije tatę. No ale przecież mamusi nie ma. Tatusiu. najważniejsze, że wstałeś! Chodź się pobawimy. Zabrałem resztki entuzjazmu w jedną mało spójna całość. Nic się synku nie stało, w co się chcesz bawić….
Każda historia ma swój początek
Cieszyłem się jak głupi, kiedy lekarz wręczał Kantowi zwolnienie z obowiązku wykonywania pracy na rzecz pracodawcy. Matko, aż sześć miesięcy wolnego! – powiedziałem na głos. Wtedy jeszcze nie myślałem o szczegółach umowy zawartej pomiędzy Kantem a mało uprzejmym osobnikiem zwanym pracodawcą- co to zabezpiecza swój biznes przed takimi oszustami jak on sam.
No jak mogłeś zapomnieć, iż premia nie jest wypłacana na zwolnieniu – powiedziała ukochana.
Co złego, to Ruda Paskuda i Ukochana.
To wszystko ich wina. Znacie to uczucie kiedy Kobiety pociskają wam lepiej niż Dania Polskę na boisku? Przy nich, nie możesz narzekać tylko ściskasz swoje pośladki i bierzesz się do roboty. Kant zawsze chciał “normalnie pracować.” No dobra, nie będę wam ściemniał. Nigdy nie chciał pracować.
Możecie rozumieć Kanta lub nie, lecz jak głęboko pamięcią bym nie sięgał wszyscy powtarzali, iż tylko ciężką pracą osiągnie on sukces. Przekonałem się kolejny już raz, iż ciężką pracą co najwyżej nabawię się zwyrodnienia kręgosłupa. Musiałem spróbować. Po dziewięciu ciężkich miesiącach “normalnej pracy” wyrywam się z dnia świstaka, bo to co dla innych jest pracą, dla Kanta jest studnią bez dna, wypełnioną po brzegi antydepresantami.
Także, witaj Naczelniku pierwszego urzędu skarbowego w Lublinie.- Tak wiem, znamy się nie od dziś. Witaj przygodo. Witajcie klienci zza oceanu 🙂 No i oczywiście Wy, Ukochani czytelnicy…