Z ukochaną wynajmujemy kilka tysięcy wolno stojących pustaków na hektarowej działce. I choć w połączeniu z oknami, płytkami, dachem i kawałkiem ogrodu mogą składać się w całkiem spójny obraz przedstawiający nasz ukochany dom, to wiem, że czegoś będzie w nim zawsze brakowało. I w żadnym wypadku nie mam na myśli kawałka papieru zwanego aktem notarialnym potwierdzającym nabycie nieruchomości…
Kiedy opuściłem ciepłe i jakże wygodne gniazdko rodziców zrozumiałem, jak wiele zawdzięczam osobom odpowiedzialnym za przygotowanie Kanta do ważnej misji. Stworzenia własnego przytułku zwanego domem. Muszę przyznać, iż w początkowym okresie życia zbyt dosłownie traktowałem powiedzenie ognisko domowe.
Miejsca, do których kochamy wracać
Dzieci potrafią być bezmyślne, lecz nie my, gdy nimi byliśmy, prawda? Kant wraz z bratem myśleli, iż w ich domu nic złego się stać nie może. Przecież to nasz dom, pełen miłości… Chyba czuliśmy się naprawdę bezpiecznie, bo gdyby tak nie było, nie ułożyłbym kilku zeszytów, sterty liści i jednej książki w centralnej części naszego pokoju. A mój brat nie dorzuciłby swoich trzech groszy w postaci rozpalonej zapałki. Jest tak, jak myślisz – pierwsze miejsce zwane domem puściliśmy z dymem. Czy byli źli? No pewnie i dają nam to odczuć do dziś ;), jednak ta złość była zupełnie inna niż ta, która przyszła, gdy dzwoniliśmy do telefonicznej wróżki, a ta, zamiast wróżyć przysłała rachunek w wysokości 1500 zł. Złość pełna miłości do dwóch chłopców. Cieszyli się, że nadal poruszamy tymi małymi rączkami, choć niewątpliwie każdemu ruchowi towarzyszył grymas bólu spowodowany lekkimi poparzeniami. Moje miejsce było tam, gdzie brat i rodzice- byliśmy w szpitalu ;).
Każdy kolejny…
Po opuszczeniu wygodnego jak na tamte czasy szpitalnego łoża mogliśmy wybrać: wracamy do rozpadającej się ruiny lub jedziemy do Babci. Do Tereski nie pojedziemy, wracamy do domu! – wykrzyczał Tata. Kochanie, ale my nie mamy już domu- odparła Mama. I tak remont mieliśmy zrobić!! – ponownie wykrzyczał ojciec. Jak się później okazało, na remont pieniędzy nie wystarczyło, więc zamieszkaliśmy u Babci Tereski. Sam nie wiem, z czego bardziej ucieszyła się Babcia, ze stałej obecności wnuków czy możliwości docinania zięciowi na każdym kroku. Ojciec był taki, jaki byłby każdy na jego miejscu. Niezadowolony. Mama cieszyła się, że wreszcie ktoś trzyma jej stronę. A my, jak to dzieci, cieszyliśmy się z każdej chwili spędzonej na psotach. Jednak nigdy nie czuliśmy się jak w naszym starym domu…
Nasz wymarzony dom
Choć jest w nim wszystko, czego może zapragnąć spełniony ojciec – Wiśniówka własnej roboty, ciepła zupa pomidorowa, kubek gorącego grzańca dla niego i „kakała” dla niej, wspólny czas spędzany na przeganianiu psa, którego obwiniamy za własne bąki, to zawsze te wszystkie przyjemne chwile przerywa kłótnia o to, kto podkręci ogrzewanie i wodę na piecu umiejscowionym w kotłowni. Trzeba zrobić to tak, by ukochana mogła ogrzać nogi na idealnie ciepłym grzejniku. Tak, żeby pies bawiący się z młodym Kantem w ganianego nie musiał wypijać hektolitrów wody. A ojciec dziecka zwanego młody Kant mógł spokojnie zasiąść do pisania tekstu. Bez obawy o to, że co chwila będzie musiał pokonywać trasę z biura do kotłowni i z powrotem, bo komuś jest za gorąco, a kiedy indziej za zimno. Tak, by w domu zrobiło się przyjemnie, jak być powinno.
Wtedy też zrozumiałem, że ojciec nigdy nie miał takiego problemu…
Tato, jak to jest, że wy się nigdy nie kłócicie?
– Przy ludziach się nie kłócimy.
Nie o to mi chodzi. Jak to jest, że u was zawsze jest idealna temperatura na piecu?
– Kancie, masz tu polara…
Dzięki, za taką pomoc! – Przerwałem ojcu. Wyszedłem bardziej zdenerwowany niż przed rozmową z ojcem.
Kocioł c.o.
Niby taki nowoczesny, bezobsługowy, jak go zachwalał sprzedawca. Taki mądry? To niech pobiega sobie kilka razy dziennie tam i z powrotem, pokonując przy tym kilkadziesiąt schodów… Dokładnie tydzień po rozmowie z ojcem ten nieoczekiwanie zjawił się w domu.
I jak sprawdziły się?– zapytał ojciec
– Co się sprawdziło?
No sterowniki?
– Jakie sterowniki?
No na polarze miałeś adres strony internetowej.
– A to nie był kolejny głupi żart z twojej strony?
Widzę, że sama wiedza nie wystarczy, trzeba jeszcze umieć ją stosować…
– Dowcipny zrobiłeś się na starość…
Nie gadaj, tylko znajdź najbliższy sklep i zamów. Tylko nie zapomnij zaznaczyć na blogu, kto pierwszy polecił TECH Sterowniki
– Musieliby Kantowi za to zapłacić -odpowiedziałem.
Kiedy tylko ojciec wyszedł, odnalazłem polar – ten spodobał się ukochanej… Daj polar, muszę coś zobaczyć – powiedziałem. Spadaj, jest zimno, zwiększ temperaturę na piecu – odpowiedziała. Dobra to chociaż się odwróć na chwilę.
Mój sposób na domowe ciepło…
Po wejściu na stronę zrozumiałem, o co chodziło ojcu. Sterowanie do ogrzewania-takowe posiadam, ogrzewanie. Nie sterowniki. Sterowanie do ogrzewania grzejnikowego – również takowe posiadam, lecz głównym sterownikiem jest sam Kant. Regulatory pokojowe – o matko mogę mieć w każdym pokoju inną temperaturę. To jest to!!- wykrzyczałem…
Zaraz po tym moją uwagę przykuł wielki napis: Pokaż nam swój sposób na ciepło w domu i wygraj konsolę PlayStation 4 – konsolę posiadam, lecz jak to mówią, od przybytku głowa nie boli. Kliknąłem i naskrobałem maila do firmy. Tak bardzo konkurs mi się spodobał, że nie mogłem zrobić inaczej. W jakiś sposób zgodzili się, bym napisał istotną wzmiankę i zaprosił Was, Ukochanych czytelników, do wspólnej zabawy. A jest powód, żeby się bawić. Sony PlayStation 4 Pro 1 TB, czytnik e-booków Kindle 8, Syma X5SC z kamerą HD oraz pięć zestawów gadżetów (niespodzianki).
O konkursie firmy TECH Sterowniki słów kilka
Wystarczy, że odpowiesz sobie na bardzo ważne pytanie. Czym dla ciebie jest domowe ciepło i po prostu wyślesz odpowiedź poprzez formularz zamieszczony na stronie. Możesz nakręcić film. Zrobić zdjęcie. Napisać tekst podobny do tego. Wymyślić wiersz. Namalować. Narysować. Możesz wszystko… Z własnego źródła wiem, że prace, w które włożysz odrobinę kreatywności, w połączeniu z luźnym nawiązaniem do firmy techsterowniki.pl skutkują zebraniem kilku dodatkowych punktów u Jury.