Wolisz słuchać zamiast czytać? Do dzieła, przycisk play sam się nie naciśnie 😉
Każde osiedle posiada własną, wyjątkową drogę prowadzącą do przedszkola, taką drogą też maszerowałem w dniu wolnym od tej instytucji wraz z dwójką kolegów z grupy… Jak to bywało w prehistorycznych już czasach, dzieci dinozaurów mogły samodzielnie poruszać tylko w wyznaczonej strefie. Jednak tego dnia nikt nas nie pilnował, bo nie zawsze wolne od przedszkola oznaczało wolnego dla dorosłych od pracy, przez co bez strachu przed gniewem rodziców mogliśmy poznać świat znany nam tylko z opowieści starszego brata…
Choć z trudem większym niż zdobycie morskiego oka, muszę przyznać, że wyjątkowo starszy brat miał rację. Wszystko poza drogą do przedszkola to jedno wielkie bagno przypominające zaminowane miasteczko south park w którym każdy, nawet jego najmniejszy mieszkaniec, chce kogoś zabić wcale nie będąc tego świadomym. Zapuszczając się coraz głębiej w betonowy las zauważyliśmy pierwsze krople przypominające krew, leżały tak sobie jedna za drugą na chodniku i nikt nie zwracał na nie uwagi. W pewnym momencie Kant wypowiedział do swoich kompanów słowa, które zmieniły sposób w jaki postrzegamy świat, „Chłopaki, chodźcie po śladach może zobaczymy kogoś martwego” i zobaczyliśmy, tyle, że osobnik ten żył i nawet żwawo uciekał przed ludźmi zważywszy na jego obrażenia. Flaki nazywane też wnętrznościami dostrzegliśmy dopiero gdy zbliżyliśmy się na wyciągnięcie ręki…
Ludzie pomagają…
Zostawcie go, jeszcze się czymś zarazicie! niech zdycha oraz wiele gorszych odpowiedzi, nie zraziło nas. Złapałem osobnika w ręce, spojrzałem prosto w jego nie zwykle małe oczka i powiedziałem „zrobimy wszystko, byś znowu mógł latać”. Jak się później okazało był to wyjątkowy gołąb co potwierdzała obrączka na nóżce. Chłopaki wiem kto leczy zwierzęta, kiedy nasz pies złamał nogę tata zabrał go do lekarza od zwierząt powiedziałem. Tylko gdzie odnajdziemy tego lekarza odparł kolega… Po chwili pewien przechodzień powiedział nam, że weterynarz którego szukamy jest zaraz za przedszkolem. Machając niezdarnie nogami dobiegliśmy do wskazanego miejsca, otworzyłem drzwi i krzyknąłem ze wszystkich sił, potrzebny nam lekarz!. Po chwili przybiegła kobieta w białym fartuchu spojrzała na chłopca ubrudzonego we krwi i krzyknęła maniek, dzwoń po karetkę. Kiedy opowiedziałem o tym co zaszło, maniek zaczął wrzeszczeć: wyrzuć tego smarkacza, bo jeszcze jakieś paskudztwo przejdzie z niego na mięso… Ty jesteś lekarzem, ty chuj jesteś a nie lekarz powiedziałem zanim uciekłem ze sklepu. – Wybaczcie brak kultury, miałem wtedy pięć lat…
Dobra chłopaki zrobimy to sami…
W domu wyciągnęliśmy deskę na której zazwyczaj mama lepiła pierogi, dokładnie umyliśmy ją spirytusem, igłę i nitkę także. Dla pewności nad gazem opaliliśmy igłę – co nie było raczej dobrym posunięciem, bo cała czarna się zrobiła więc jeszcze raz wysterylizowaliśmy ją w spirytusie. Trzymajcie go, powiedziałem i zabrałem się do roboty. Zszyję go na okrętkę, jak zrobiłaby to moja mama. Pierwsze wkłucie, drugie wkłucie, trzecie i kilkanaście kolejnych i kiedy już miałem kończyć kolega powiedział, stop te flaki chyba miały być w środku. Przyciśnij je palcem a Kant zaszyje je jeszcze raz, odparłem. Niezadowoleni ze stanu pacjenta postanowiliśmy obserwować go przez kilka kolejnych dni na oddziale intensywnej terapii stworzonym do tego celu w piwnicy. Byliśmy cholernie dumni gdy drugiego dnia zamiast martwego zwierzęcia ujrzeliśmy skaczącego gołębia. Chłopaki udało się nam i to bez pomocy dorosłych. Zakładamy własną pomoc dla chorych zwierząt i ludzi? zapytałem trzymając gołębia na rękach, którego kolejnego dnia został wypuszczony na wolność. Niezwykle podekscytowani wyruszaliśmy na poszukiwania chorych.
Operacja się udała…
Długo szukać nie musieliśmy, gdyż chomik mieszkający w klatce u Kanta posiadał dziwną narośl na głowie. Ty, a był twój tata u weterynarza? zapytał kolega. Po co przecież jest człowiekiem odpowiedziałem przeszywając go wzrokiem, który sugerował, że zaraz dostanie po głowie. Nie no, spokojnie Kant pytam się czy z chomikiem był, zdążył dodać kolega – Tym razem miał szczęście, bo już zacisnąłem pięść… Nie wiem, chłopaki jutro przyjdźcie do mnie po przedszkolu to pomożemy chomikowi.
Zgodnie z planowaną operacją stawili się wszyscy, tylko chomik wydawał się być przestraszony, więc włączyliśmy jego ulubioną muzykę i zabraliśmy się do pracy. O ile z gołębiem poszło gładko to gryzoń stawiał dość kąśliwy opór – teraz już wiem dlaczego na gryzonie mówi się tak a nie inaczej. Dajcie gas, trzeba go uśpić powiedziałem. Do zapalniczek może być? zapytał kolega. Jako, że szpital nasz nie był dotowany przez nfz zgodziłem się na takie rozwiązanie. Po chwili chomik snuł się już na swych małych nóżkach i upadł tuż przed wejściem do swojej norki. Mamy mało czasu, chwyciłem żyletkę wcześniej przygotowaną i wyciąłem narośl po czym znanym już wcześniej sposobem zaszyłem ranę i czekaliśmy z niecierpliwością na efekty naszej pracy. Po jakiś dwudziestu minutach chomik się obudził, postawił pierwsze kroki po czym upadł i już nigdy nie wstał… Chłopaki, operacja się udała tylko pacjent zmarł powiedział Kant. Teraz trzeba zorganizować pogrzeb, tak było jak zmarła moja babcia dodał kolega. Jak się domyślacie pogrzeb i cała jego oprawa była przepiękna, a miejsce wiecznego spoczynku niech pozostanie tajemnicą. Chłopaki, udało nam się bez pomocy dorosłych, zakładamy zakład pogrzebowy? nazwiemy go „pod balkonem”, po czym wyruszaliśmy w poszukiwaniu martwych zwierząt…
Złap gołębia
Dokładnie w tym momencie chciałbym założyć fartuch chirurga złapać za skalpel i przeprowadzić kolejną udaną operację w swoim życiu, lecz wiem jak wielka odpowiedzialność spoczywa na barkach lekarzy- tym razem odpuszczę. Zwłaszcza, że chodzi o życie ludzkie… Chciałbym Tobie drogi czytelniku przedstawić dziecko, które czeka na prawdziwego lekarza. „Olek , tak jak jego dziadek chce zostać kolejarzem, kocha pociągi. Zabawki, ubranka, naklejki – wszystko z pociągami. Do pociągu można wsiąść i odjechać w każdej chwili, zostawić wszystko za sobą. Wszystko, tylko nie raka.” Ten mały chłopiec ma guza w oczku i czeka na nas …
„Uwolnienie dziecka od trwającego 2 lata onkologicznego koszmaru jest bezcenne. Olek ma tylko 3 lata. Jest żywy jak iskierka, ale bez nas zgaśnie. Nie zdaje sobie sprawy, że żeby miał szansę, jego rodzice muszą błagać o pomoc, opowiadać o nim całemu światu. Że jego zdrowie zależy od tego, czy świat zechce sprawić, by udało się wygrać z chorobą. I że, zamiast spać, jego rodzice marzą tylko o tym, że za parę lat będą mogli opowiedzieć Olusiowi o tym, jak udało Ci się go uratować.”
Udowodnijmy, rodzicom Olka, że nie muszą błagać o pomoc, że chęć niesienia pomocy jest w każdym z nas, że jest to tak naturalne jak oddychanie. Nie myśl, że mamy za mało, żeby pomóc. Nie myśl, że pomoże ktoś inny. Nie myśl, że mamy jeszcze czas. Nie odkładaj pomocy na jutro. Nie odwracaj się, nie zamykaj oczu na bezsilność rodziców. Tu i teraz zmieniamy świat na lepsze, żeby ci najmniejsi, najbardziej bezbronni mogli normalnie żyć. Przenieś się, by wesprzeć Olka https://www.siepomaga.pl/ocalicokoolka… Wiem, że mogę na ciebie liczyć… Masz wielkie serducho, dziękuję!